czwartek, 11 czerwca 2015

Tomasz. czyli poród w Hong Kongu.

20 maja 2015 o godzinie 4:16 nad ranem urodził się 3,97-kilogramowy jerzy stuhr, co pasowałoby do imienia wybranego przez Izabelę (George). Nazwaliśmy go jednak Tomasz.
Jest dużym chłopakiem, zwłaszcza jak na standardy Chińczyków, którzy zgadują jego wiek na 3 miesiące. Sam lekarz tak przeraził się wielkością jego głowy, że od razu zlecił badanie mózgu. /Czy aby to nie geniusz jaki?/ Gdy tutejsze ciocie Tomka słyszą, że wzrostu ma 56 popadają w oniemienie, a gdy dodaję, że Iza miała 58 to wypadało by im już zemdleć chyba...

No więc poród w Hong Kongu.
Pojechałam do niego karetką. Dzwonisz, czekasz 15 minut i masz u swych drzwi czterech panów z wózkiem inwalidzkim i stosem koców (jakbym miała w windzie zmarznąć, w maju w HK). W karetce, rzecz oczywista, leżę podpięta do monitorów, a pan ciągle pyta czy mam bóle, oraz jakie numery telefonów, kart, i innych dokumentów.
W szpitalu zakładam fioletowe wdzianko (niewyprasowane! - znak rozpoznawczy mojego szpitala; pacjent czy lekarz - fartuchy mają być niewyprasowane) i idę rodzić. Mam se swoją salę, ale Michał musi poczekać na korytarzu aż będzie 5 cm rozwarcia, wtedy może dołączyć do rodzącej żony. Takie zasady, nikt nie jest w stanie nic na nie poradzić.
Skurcze i inne elementy składowe porodu postępują szybko, położne i lekarze doglądają mnie często. Jedyny mankament, że muszę być na łóżku, bo muszę być podpięta do aparatury, a poza tym jak twierdzi jedna z pań "czasem od 1 cm od razu robi się 10 cm". No i jeszcze nie daj boże urodziłabym koło łóżka zamiast na nim. Słucham się więc grzecznie i pozostaję na łóżku, zaopatrzona w gaz rozweselający ;)
No i po chwili rodzi się Tomasz i jest super. Chińska położna od razu oferuje się, że zrobi nam zdjęcie. No bo jest ona Chinką a Chińczycy robią sobie zdjęcia ze wszystkim, więc co dopiero z super słitaśnym gigantycznym noworodkiem. A tak poważnie, no to miło z jej strony.
Mam syna i jadę na oddział odpoczynku i nauki karmienia piersią. Personelu jest co nie miara, pomagają i pytają o zgodę na wszystko, nawet czy na kąpiel dziecka się zgadzam /nie kurde, niech posiedzi se taki brudny te dwa dni, w domu go umyję/.
Tomek dostaje więc miniaturowe chińskie ubranko szpitalne (niewyprasowane) i zostaje już ze mną. Panie uczą mnie jak go karmić, nawet go rozbierają do gołej klateczki i polecają karmienie nago aby pobudzać produkcję hormonów. Ma przy swoim łóżeczku tabelę i muszę tam wpisywać wszystko, czy siku czy kupka czy karmienie było, o której i ile trwało, i czy był śpiący czy ssał ładnie.
Na drugi dzień pan doktor stwierdza, że mogę iść do domu, a ja czy mogę jeszcze jedną noc zostać, bo mąż poszedł do pracy, bo nie spodziewaliśmy się dzisiaj wyjść, "a czy nie ma pani przyjaciół żeby panią odebrali? wielkie sorry, no ale potrzebujemy wolnych łóżek, bo to Hong Kong i tu dużo kobiet dzieci rodzi. Tak więc Michał odbiera mnie o 8 wieczorem i drugą swą noc Tomek spędza już w domu. Starsza siostra Bobslej hojnie wita go swoją zabawką Mańkiem oraz bardzo głośną piosenką o kaczkach (przecież nie wiadomo czy dobrze słyszy, takie małe uszy ma).


A więcej o jej zachowaniach następnym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz