piątek, 17 kwietnia 2015

Dni wolne od pracy

Wielkanocne buszowanie w bambusach.
Rychło wczas, ale chciałam stwierdzić, że Wielkanoc minęła, a nasze wrażenia z czasu wolnego spędzanego w Hong Kongu były raczej w większej mierze frustracją. Owszem; przyrządzaliśmy sobie ryby po chińsku oraz chodziliśmy po lasach trochę i to było fajne, ale ogólnie nasze plany eksplorowania terenu zostały niestety pogrzebane w masie człowieczej, tj. ludzie ludzie ludzie. A wszechobecne tłumy w upale nie robią dobrze słoniowatej mamie Bobsleja.

Ilu ludzi jest w HK tego nie wie nikt.
Żartuję. Pierwsze lepsze źródło podaje 7 i 1/4 miliona, plus rocznie nawet około 40 mln turystów. No czyli sporo. I co owi ludzie robią gdy mają wolne? Są wszędzie!
Tak więc w naszym wolnym czasie dokonywaliśmy porażek typu dotarcie do miejsca, z którego chcąc jechać w inne miejsce się po prostu nie dało. Kolejki do autobusów godzinne, a do taksówek też. :( I jedna taksówka na 10 minut, bo taksówek brak. Jest to wysoce niedorzeczne. System transportu publicznego jest tutaj na prawdę dobry, no ale nawet i on nie ogarnia takich rzesz.

A ogólnie dni ustawowo wolnych od pracy jest więcej niż w Polsce, bo: "Wielki Piątek", "Dzień po Wielkim Piątku" (czyli raczej zawsze sobota), "Niedziela Wielkanocna", "Poniedziałek Wielkanocny" oraz "Dzień po Wielkanocnym Poniedziałku" (czyli wtorek). Oznaczają one po prostu dni wolne, bo na pewno nie świętowanie Wielkiej Nocy, gdyż kto z ogromnego narodu chińskiego wie co to za święto? Niewielu. Wypowiedź chińskiego towarzysza pracy Michała: "Wielkanoc to kojarzy mi się tylko z tymi czekoladowymi kulkami. No wiesz, takimi owalnymi, co bardziej jak jajka wyglądają." ...
Tego typu zapory udało nam się chociaż odwiedzić.
A co do Bobsleja to ma swoje procesy myślowe już coraz bardziej rozbudowane i jest to urocze; analizuje kto ma pisiorka a kto cipkę, kto ma jaki numer domu, kto gdzie mieszka, "a jak robią żółwie?" (poprawna odpowiedź: żółw żółw), kto w jakich skarpetach chodzi i czy pasują mu do ubranka, oraz jest ogólnie narratorem życia "ubiorę sobie to bo dziewczynki lubią to", "no Aayan to lubi auta tak w ogóle, bo chłopaki lubią auta, ale ja też lubię auta", a w trakcie płaczu: "kiedyś Krystian płakał, a teraz Bela płacze", lub wchodzi do kuchni i przytula mi nogę: "ja nie przeszkadzam, ja tylko cię kocham"
Także sama rozkosz, którą każdy rodzić dwulatka raczej rozumie. No ale nie samą rozkoszą dwulatek zionie. I nasza Iza jest czasami nierozkosznie głośna. Aż dostaję telefony od pani z przedszkola ze skargami, gdyż bywa np. że się dziecka uciszyć nie da, bo ona też chciała umyć rączki (jak ktoś inny myje). Zdarza się też, że pokłada się po ziemi na spacerze i cała wieś wie, że "Bela chciała soczek" (no dobra, nie wiedzą, bo nie umieją po polsku. ale i tak patrzą swoimi skośnymi oczami z zaciekawieniem).

No a ja chciałam przeprosić, że nie piszę wcale, ale tak już ze mną jest ostatnio, że zajęłam się rośnięciem do przodu. Za to na pewno opiszę szpitalne doświadczenia niebawem, bo zapowiada się ciekawie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz