Swoje trzy godziny dziennie poświęcam na sama nie wiem co, ale wiem jedno, męczę się tym oraz robię to powoli. Gdyż męczy i spowalnia mnie rosnący mi z przodu brzuch. W maju tego roku Bobslej stanie się starszą siostrą, do której to roli powoli się szykuje. Czasem znienacka nachodzą ją np. myśli: "Bela dziewczynką, mama dużą dziewczynką, tata dużym chłopakiem, a dzidziuś małym chłopakiem". Bo będzie to brat.
Świat przedszkolny Bobsleja jest już w miarę uregulowany. Chadza tam codziennie i chętnie (nadal w geterkach i skarpetach, ale na szczęści jest ciepło), śpiewa kantońskie piosenki oraz odrabia zadania domowe z koleżankami (projekty w stylu: koza z materiałów recyklingowych - bo nadciąga Rok Kozy. Więc zrobiłyśmy to coś poniżej, co wygląda bardziej jak jakiś diobeł, no ale cóż. hehm).
A wracając do ciąży to jest ona raczej fajna. Korzystam z publicznego systemu zdrowia w Hong Kongu, więc bywa śmiesznie. Odwiedzam regularnie centrum zdrowia matki i dziecka w połączeniu ze szpitalem, gdzie długi czas na poczekalni umilają mi chińskie filmy z kategorii "bezpieczne pozycje seksualne w ciąży" lub "ile trzeba zjadać kurczaków dziennie gdy karmi się piersią". Badania są zabawne, bo np. za każdym razem sprawdzają siku i wygląda to tak, że przynosisz troszkę w pojemniczku i jest w korytarzu (!) wyznaczony rządek siedzonek gdzie usadzają się kobiety i trzymają w rękach te pojemniczki, przychodzi pielęgniarka i po kolei wkłada patyczek i ogłasza wynik, zazwyczaj "normal", i siku pakujesz z powrotem do torebki. Jakbyś zapomniała przynieść siku to dostaniesz papierowy (!) kubeczek i w takim to poddajesz się badaniu. Ogólnie wszystko jest przesadzone, na zasadzie, że pani bada ci kostki czy nie puchną, itd. Lekarze są super, pielęgniary raczej oschłe i trzymające się kurczowo przepisów, no ale mają wyjście? chcąc obsłużyć taką masę ludzi w ciąży...
Świat przedszkolny Bobsleja jest już w miarę uregulowany. Chadza tam codziennie i chętnie (nadal w geterkach i skarpetach, ale na szczęści jest ciepło), śpiewa kantońskie piosenki oraz odrabia zadania domowe z koleżankami (projekty w stylu: koza z materiałów recyklingowych - bo nadciąga Rok Kozy. Więc zrobiłyśmy to coś poniżej, co wygląda bardziej jak jakiś diobeł, no ale cóż. hehm).
A wracając do ciąży to jest ona raczej fajna. Korzystam z publicznego systemu zdrowia w Hong Kongu, więc bywa śmiesznie. Odwiedzam regularnie centrum zdrowia matki i dziecka w połączeniu ze szpitalem, gdzie długi czas na poczekalni umilają mi chińskie filmy z kategorii "bezpieczne pozycje seksualne w ciąży" lub "ile trzeba zjadać kurczaków dziennie gdy karmi się piersią". Badania są zabawne, bo np. za każdym razem sprawdzają siku i wygląda to tak, że przynosisz troszkę w pojemniczku i jest w korytarzu (!) wyznaczony rządek siedzonek gdzie usadzają się kobiety i trzymają w rękach te pojemniczki, przychodzi pielęgniarka i po kolei wkłada patyczek i ogłasza wynik, zazwyczaj "normal", i siku pakujesz z powrotem do torebki. Jakbyś zapomniała przynieść siku to dostaniesz papierowy (!) kubeczek i w takim to poddajesz się badaniu. Ogólnie wszystko jest przesadzone, na zasadzie, że pani bada ci kostki czy nie puchną, itd. Lekarze są super, pielęgniary raczej oschłe i trzymające się kurczowo przepisów, no ale mają wyjście? chcąc obsłużyć taką masę ludzi w ciąży...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz