wtorek, 27 maja 2014

tropiki oraz edukacja

Mieszkamy w ciepłym kraju. Obecnie ponad 30 stopni wg pana Celsjusza, wilgotność nie najgorsza, bo poniżej 100%. I co? I mama Bobsleja, czyli ja, cierpi na niezidentyfikowaną chorobę tropikalną objawiającą się wysypką na całym ciele (nawet nie brzydką, ale swędzącą jak sto razy cholera) oraz spuchniętą twarzą. I mówię poważnie, że chyba umrę. A przyczyną śmierci będzie rozdrapanie sobie na kawałki szyi.
Poza tym to mieszka z nami obecnie ciocia Bobsleja zwana aTuu i odliczamy dni do wyjazdu z nią do Polsku, który to wyjazd nas ekscytuje i zasmuca jednocześnie, gdyż oddzielamy się z tatą Bobsleja na najdłuższą chwilę w życiu Bobsleja (i nie tylko jego).
Oddzielimy się też na miesiąc od koleżanek i kolegów Izabelarda, z którymi ostatnio codziennie prawie spotyka się na plaży i na malowaniu i innych zabawach, takich jak na przykład wczoraj piosenki śpiewane w kółeczku: wszyscy śpiewają Hello coś tam a Iza siedzi i krzyczy Nie, Hello Karin - Nie, - Hello Joe - Nie, - Hello Iza - Nie, Hello Amelia - Nie ...

łysa pałka Bobsleja to ta pierwsza z prawej w dolnym rzędzie.
W sumie to mogłam im wszystkim powiedzieć, że Nie znaczy Hello po polsku.
A przez wszystkich rozumiem super dzieci i ich oszalałe na punkcie zajęć dla dzieci mamy. Dziecko powyżej roku tutaj chodzi na różnego tematu "kółka zainteresowań": muzyczne, artystyczne, sportowe, językowe, kulinarne itd. I nie jest to kwestia, że zdarza się, że jest dziecko zapisane na coś. Jest to raczej kwestia taka, że każde dziecko jest zapisane na kilka.
Bobslej chodzi tylko tam gdzie za darmo. Bo jest Polakiem. I jest z tego dumny. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz